#1 2010-09-09 13:30:37

Lui

Zjawa

Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 16
Punktów :   

One day of my life

Ciepło w mej dłoni pulsowało rytmicznie. Czułem ta siłę od dawna lecz zdawała sie osiągać swoje apogeum. Schwyciłem drobiny atomów, uformowałem je w mały płomyczek i rozświetliłem wnętrze ponurego lochu do którego mnie wtrącona kilka lat emu.

Nazywam się Salvadore, jestem magiem 4 kręgu  i opowiem wam moją historie...
Wsłuchajcie się w mój głos albowiem niezbadane są ścieżki przeznaczenia.
W wieku 16 lat poczułem w sobie magie. Rozpocząłem nauki w Demoirańskim liceum dla talentów magicznych. Wkrótce kraj opanowała wojna. Osiągnąłem zaledwie 4 stopień wtajemniczenia, poznałem podstawowe zaklęcia. Moim żywiołem od dawna był ogień lecz mimo wszelkich starań nie byłem w stanie wzniecić nawet małego pożaru.
Pełniłem zatem funkcje łącznika pomiędzy uczelnią a linią frontu.
Schwytano mnie i poddano okrutnym torturom tak ze nie wyglądam jak człowiek lecz straszę ludzi karykaturą prawdziwej postawy.
Dziś mija kolejny rok gdy tkwię w lochach. Ostatnie lata poświeciłem na doskonalenie mego kunsztu. Powoli rozbudzałem w sobie płomień. Lecz dzisiejszej nocy coś we mnie pękło.
Usłyszałem kobiecy krzyk pełen bólu. Po nim płacz dziecka i odgłosy upadających ciał.
Wyłem z bezsilności..
Załamany mamrotałem słowa które czasami słyszałem w mych snach.
I wtedy poczułem w mej dłoni przyjemne, pulsujące ciepło. Ma magia powróciła.
Po tych dniach wypełnionych katowaniem człowieka na wszelkie sposoby w końcu powróciła nadzieja.


Drzwi lochu otwarły sie powoli. Strażnik niosący wiadro owsianki zatrzymał sie przed kratą  chlustając z daleka tą reją do mojej miski. Nie drgnąłem ani o cal. Zdziwiony podszedł bliżej krat. Ujrzał zdeformowane stopy, nogi, ręce okryte kupą łachmanów leżącą bez ruchu.
Spokojnie opuścił ten chlew w którym spoczywałem związany zaklęciem. Po chwili wrócił z jeszcze większym i bardziej śmierdzącym strażnikiem. Pewnie to dowódca. Cóż... Zaklęcie działało więc nie mogłem sie poruszyć. Me ciało zapadło w letarg oznaczający śmierć dla niezapoznanych ze sztuką magiczną. Pewnie kolejny tępy osiłek-przeszło mi przez myśl.
Nagle z kieszeni przy pasie wyjął mały kryształ. Podszedł do mnie i dotknął mego czoła.
-haha mamy cie-zaśmiał sie przepitym głosem-za to spłoniesz na stosie gagatku. Magia w Lukrecji jest zakazana

Zadrżałem. Wydąło sie ze mogę używać magi mimo tortur i męczarni.
-niech tak sie stanie-mam już dość życia w tym obolałym ciele
-nie pyskuj-zawarczał. Twarda podeszwa jego buta odebrała mi świadomość nim dotarła do mnie kolejna fala bólu.

Ostry zapach starej oliwy drażnił me nozdrza. Uszy wyłapywały krzyki strachu i obrzydzenia a także ponaglenia. Oczy sklejała skorupa krwi. Dłonie miałem ciasno związane za plecami i przytroczone do jakiegoś słupa.
Z trudem podniosłem powieki. Znajdowałem sie na rynku na stosie przygotowanym do podpalenia. Obok mnie do słupa była przywiązana zakapturzona postać. Było widać jedynie końce jej długich, czarnych włosów. Po drugiej stronie przywiązywano nieprzytomną, otyła kobietę.Rozochocony tłum zaczął rzucać w nas kamieniami. Matki pokazywały mnie dzieciom strasząc je moim wyglądem.
Strażnicy na murach z szarego gładkiego kamienia wycelowali w nas kusze.
Wysoki, barczysty kat założył kaptur na twarz. Podpalił krzesiwem pochodnie.
Podszedł do stosu.
-magowie. Bądźcie przeklęci!-zaryczał a tłum wraz z nim.
Przyłożył ogień do kupy chrustu pod naszymi stopami.
Płomienie wzbiły sie wysoko w górę.

Czas stanął w miejscu. W mym ciele wybuchł zar. Me ciało zaczęło płonąc od środka. Pękły więzy którymi spętano me ciało. Czas znów ruszył. Upadłem na twarz. Me ciało przeszył ogromny ból połamanych członków.
Me usta wypowiadały słowa których nie ośmieliłbym sie przytoczyć. Zacząłem zdawać sobie sprawę ze rytmicznie recytuje wersy zapamiętane z jednego z koszmarów. Bol powoli mnie opuszczał. Poczułem jak wlewają sie we mnie nowe siły.
Wrzasnąłem donośnie.Powoli zacząłem sie podnosić. Postać w kapturze uniosła głowę. Jej zielone oczy i delikatne rysy twarzy wydały mi  sie znajome. Nagle odrzuciła głowe do tyłu. Pod ciężkim podróżnym płaszczem skrywało sie ciało kobiety demona z mych koszmarów.
W mej dłoni poczułem ciepło. Biegło one przez moje całe palce. Wyprostowałem się.
-powstań Salvadorze. Dziś czeka nas bitwa-jej dłoń spoczęła na moim ramieniu.
-dziś jest dzień bohaterów
Podniosłem wzrok w góre.
W moją stronę pędziło już kilkanaście strzał.
Wiedźma wykonała jeden z rytualnych gestów i strzały zmieniły tor lotu. Zrozumiałem ze jest magiem powietrza.
-siostro wspomóż mnie.
Me ciało spowijały płomienie gniewu. Dosłownie. Me łachmany spłonęły pokazując moje ciało. Nie było to ciało kaleki lecz smukłe, silne ciało jakie miałem zanim mnie schwytano
Zebrałem w sobie energie. Drobiny atomów. Promienie słońca.
Wystrzeliłem niszczycielską kule ognia w zamkowe mury które stopiły sie od żaru. Skoczyłem do przodu. Tłum panicznie uciekał.
Skupiłem swą wole na słowie zaklęciu. Podskoczyłem w górę i wypowiadając Słowo uderzyłem pięścią w ziemie.
Rozstąpiła sie ona z hukiem rzygając dookoła lawą. Wiedźma chroniła mnie przed strzałami. Jeden ze strażników zamachnął sie na mnie mieczem. Złapałem stal gołą dłonią i ścisnąłem. Gorące żelazo spłynęło po jego ręce parząc go niemiłosiernie.
Z krzykiem uciekł z małego rynku.
Złączyłem dmie razem. Skupiłem swą wole na tym czego miałem dokonać.
Nie rządzą zemsty ani złości kierowała moimi myślami. Modliłem się o sprawiedliwość wypowiadając nieziemskie dźwięki.
Wokół mnie świat pulsował energia. Schwytałem więc i ją czyniąc ją zdatną do mych celów.
Wraz z recytacją czułem wzbierającą w sobie potęgę. W mych żyłach płynął magiczny ogień. Me ciało czerpało energie z całego otoczenia. Otwarłem oczy. Uwolniłem zaklęcie.
Złocista kopuła utworzona z powietrza otoczyła me ciało.
-niech stanie sie sprawiedliwość-rzekłem.
Niczym fale oceanu siła magicznego ognie przemknęła przez miasto zostawiając jedynie gruzy.
Nie przetrwał najmniejszy krzyk

-jestem Natalii-rzekła wiedźma
-wiem-odpowiedziałem



Nazywam sie Salvadore. Jestem kapłanem Złotego Płomienia. U mego boku Natalii-kapłanka Boskiego Oddechu.
Nie stań nam na drodze albowiem zginiesz. Jesteśmy jedynie głosem sprawiedliwości. Nie my dokonujemy osądów. Wędrujemy po świecie głosząc prawdę ze sprawiedliwość jet dla każdego. Ze zasługujemy na godne życie.
Nazywam sie Salvadore. Módl sie bym cie nie spotkał...

Offline

 

#2 2010-09-09 13:58:28

 Valdgir

Zabójca Glompfów http://ifotos.pl/img/glompfy_apswaq.png

2289412
Skąd: Karaz-a-Karak
Zarejestrowany: 2010-08-30
Posty: 326
Punktów :   

Re: One day of my life



Chcę więcej!!!!!


Lepiej mieć i nie potrzebować, niż nie mieć i nie potrzebować...

http://ifotos.pl/img/sygnaturk_hpspaaq.png

Offline

 

#3 2010-09-09 19:12:40

 Sajpel

Zjawa

10127429
Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 11
Punktów :   

Re: One day of my life

czyli troche poezji xD


A przede wszystkim cały czas do przodu:)

Offline

 

#4 2010-09-09 22:24:16

 Blach

Straszny Giftgremlin

Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 169
Punktów :   

Re: One day of my life

fajne
parę błędów logicznych kilka stylistycznych (ale te mogą być zamierzone) literówki popełnione nieistotne
ciekawy pomysł i dość trudna forma narracji, na prawdę fajne

Wygląda jak opowiadanie wstępne do Linage II serwer Alseron


Omega = ewentualność smutkiem naznaczona.

Ja, fan-lobbysta

Offline

 

#5 2010-09-10 20:20:02

Lui

Zjawa

Zarejestrowany: 2010-08-31
Posty: 16
Punktów :   

Re: One day of my life

błedy zamierzone, styl narracji naprawdę dla mnie trudny jako ze pisałem zawsze z perspektywy 3 osoby.
Wrzucę za chwilke inne opowiadanie to zobaczycie o czym mówie

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.angelsclan.pun.pl www.forumrs.pun.pl www.tbob.pun.pl www.tibia-rl.pun.pl www.hitplaneta.pun.pl